poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 8

Kiedy obudziłam się następnego poranka, miałam zabójczy ból głowy i chrypę.


Głupi deszcz.


Chciałam zostać w łóżku i nie iść do szkoły, ale moja mama dała mi jakieś lekarstwa i skłoniła do opuszczenia łóżka.


- Ale.. - mój głos był zachrypnięty i skrzywiłam się, kiedy zaczęło mnie to palić.


- Nie ma żadnego "ale". Gdybym nie szła do pracy, mogłabyś zostać. A tak to tylko bym się martwiła.


Wolno przytaknęłam, kiedy mama wyszła z pokoju.


Potem wzięłam długi prysznic i chwyciłam mój plecak, schodząc na dół. Moja mama zrobiła mi śniadanie, które leżało już na stole.


- Jedz, zawiozę ciebie do szkoły.


- Ale Harry..


- już pojechał do szkoły, no dalej.


Szybko zjadłam śniadanie i pojechałam z mamą do szkoły. Byłam zaskoczona, że Harry już pojechał. Był zły na mnie? Ostatnio widziałam go wczoraj, kiedy przybiegł do mnie w deszczu, żeby mnie  przytulić.
 
Pewnie przez to jestem teraz chora.


Wzięłam zimną wodę w butelce, mając nadzieję, że to chociaż w jakiś sposób mi pomoże na gardło. Chociaż nadal nie widzę różnicy.


A moja głowa dalej zabójczo pulsowała.

 
Fantastycznie.



Kiedy przeszłam przez drzwi, pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam to grupka dziewczyn, które obarczały mnie spojrzeniem.


O super, ciekawe co tym razem zrobiłam.



Nie zwracając na nich większej uwagi podeszłam do szafki, wyjmując segregator i kierując się w stronę sali od Angielskiego.


Kiedy tam dotarłam, światła były wyłączone. Nie myślałam o niczym ważnych, ale kiedy poczułam parę rąk oplatających mnie, niemalże krzyknęłam.


Niemalże. Moje gardło nadal mnie bolało.


- Mam Cię! - Harry szepnął.


Strzepnęłam jego ręce zanim zapaliło się światło. Spojrzał na mnie ze zdezorientowaną miną, to samo dałam mu w odpowiedzi.


- Coś nie tak?


- Boli mnie gardło - wyszeptałam. Dalej chrypiałam nawet kiedy szeptałam, dlatego sięgnęłam po moją wodę.


- Ooo. Jest coś co mógłbym zrobić, żeby ci pomóc?


Potrząsnęłam moją głową, kiedy Harry do mnie podszedł. Zaczął mnie przytulać. Byliśmy naprawdę blisko siebie, zamknęłam oczy kiedy jego palce przeczesały moje włosy.


- Będzie lepiej zanim się nie obejrzysz - wymamrotał to mojego ucha.


Wypuścił mnie z uścisku i usiadł na swoim miejscu, podczas gdy ja usiadłam na swoim.


To będzie naprawdę długi dzień.


----------

Kiedy nadeszła pora lunchu, poczułam się bardzo zmęczona i ospała. Nie byłam pewna czy to przez lekarstwa, które podała mi mama czy to po prostu przez to, że byłam chora.


Albo może przez oba.


Nie wyszłam na zewnątrz, bo przez wiatr bym poczuła się jeszcze gorzej, więc usiadłam koło mojej szafki.


Harry usiadł ze mną i umieściłam głowę na jego ramieniu.


Przypuszczam, że musiało to wyglądać bardzo głupio, że dziewczyna i chłopak siedzieli na holu, ale nie obchodziło mnie to. Byłam bardzo zmęczona.


- Wszystko ok, Ella? - Harry zapytał ostrożnie.


- W porządku.


Szczerze, czułam się troszkę lepiej, wydaje mi się, że to przez to, że Harry jest w pobliżu.


Wydawało się, że wszystko przez niego jest lepsze.


- Nie, nie jest. Dalej, musisz iść do domu.


- Jest dobrze Harry, naprawdę. Zostały nam tylko trzy lekcje do końca.


Harry westchnął i przytaknął - Cóż dobrze.


Dzwonek zadzwonił i wolno wstałam, kierując się w stronę mojej trzeciej klasy z Harrym obserwującym każdy mój ruch.


- Harry, nie mam zamiaru zemdleć. Nie patrz się na mnie w ten sposób.


Harry odwrócił niezręcznie wzrok i przytaknął. Nie wiedziałam czy go to zdenerwowało, bo nie widziałam jego twarzy.


Szybko chwyciłam jego rękę i spojrzałam, jak gdyby nic nigdy się nie stało. Szybko odwrócił wzrok w moją stronę, kątem oka mogłam zauważyć, że się uśmiecha i spogląda w dół.


Pewno wszyscy zwrócili uwagę na nasze dłonie. Pewno już myślą, że jesteśmy parą.


Cóż, niech myślą co chcą.


----------

Harry patrzył na mnie, kiedy ja ogarnęłam wzrokiem parking. Moja mama nigdy nie zapominała, kiedy kończę lekcje.


Harry ściągnął swoją kurtkę i podał ją mi. Nie wzięłam jej i natychmiast zaczęłam protestować.


- Nie mogę tego wziąć. Co będzie z tobą?


- Mam sweter i inną kurtkę, zaufaj mi. Jest dobrze.


Niechętnie ją przyjęłam i założyłam , od razu wzdychając od narastającego ciepła.


Naprawdę, Harry musi przestać być taki ciepły.



Harry wzruszył ramionami i wziął moją rękę - Nie ma problemu.


Kiedy szliśmy do mojego domu, Harry zaczął mówić.


- Nie myślisz, że to trochę głupie, że chodzimy za rękę pomimo tego, że nie jesteśmy parą? - powiedział o bardzo luźno podczas gdy ja, prawie zadławiłam się powietrzem. Jak on mógł to wziąć tak spokojne?


- W-wcale tak nie myślę - powiedziałam cicho.


Harry przytaknął i spojrzał z góry na nas - Okej.


- Czemu? Myślisz, że to głupie?


- Nie, aktualnie bardzo to lubię.


Czułam rumieńce na moich policzkach na ten komentarz. Harry dalej szedł i nucił do siebie. Byłam bliska zaśnięcia słuchając jego. Nie byłoby to chyba takie złe.


Cóż, jak wiadomo.



Przysięgam, czasem byłam bezsensowna.


Harry spojrzał na mnie i się uśmiechnął, pokazując swoje zęby. Wygląda jakby wiedział coś, czego ja nie wiem.


Spojrzałam na niego podejrzliwie - Co?


- Gardło wciąż cie boli?


Po tym zdałam sobie sprawę, że moje gardło nie było drażliwe jak wcześniej. Postęp.


Potrząsnęłam głową i dalej szliśmy w stronę mojego domu.


- To dobrze, bardzo nie lubię, kiedy jesteś chora. Bałem się, że możesz zemdleć w każdej sekundzie.


Słabo się uśmiechnęłam - Nie, po prostu jestem bardzo zmęczona podczas choroby.


- Dostrzegłem to.


- Pa Harry.


Oddałam mu jego kurtkę i przytuliłam go zanim weszłam do środka.


Moja mama siedziała w kuchni, kiedy się tam pojawiłam.


- Cześć, czemu mnie nie odebrałaś ze szkoły?


- Cóż, spotkałam mamę Harrego i zaprosiła nas dzisiaj do siebie na obiad. Wiem, że ty i Harry będziecie zadowoleni, że siebie zobaczycie. - wtórowała mi z uśmiechem.


Próbowałam ukryć uśmiech- Okej mamo, cieszę się.
***********
Dobra, wracam po małej przerwie :D
Mam nadzieję, że za bardzo się nie stęskniliście.

Następny - jeśli będą 4 KOMENTARZE, rozdział będzie jutro.
Jeśli nie - w środę. :)

Kocham was, Klaudia. <3

 

 

 

 
 

4 komentarze: